Krzysztof Perczyn lubił czasami wybrać się na spacer po swym rodzinnym mieście, szczególnie w czasie lata, kiedy przytulne ciepło nadawało Słomnikom elegancji prastarej, wyciszonej prowincji. Wiedział doskonale, że miejscowe dziewczyny uwielbiają kąpać się w promieniach słonecznych, które oprócz rozgrzewania spoconych ciał podburzały wartką, słomniczańską krew i zachęcały do odważnych, radosnych amorów. Było to widoczne szczególnie na parkingu przed supermarketem Lewiatan, gdzie w czasie ponadprzeciętnych upałów obłożone zakupami kobiety wypuszczały z rąk ciężkie torby i dosłownie zrywały z siebie ubrania, aby bez skrępowania hasać pomiędzy samochodami i wchodzić w pikantne rozmowy z męską częścią społeczności. W czasie pewnej, lipcowej przechadzki, pozytywnie usposobiony Krzysztof postanowił przetestować jedną z metod agresywnego podrywu. Polegał on na zaatakowaniu petentki bezpośrednią bajerą już od pierwszych sekund konwersacji, z uwzględnieniem wszystkich zasad savoir-vivre i reguł taktownego zachowania. Była to bardzo ambitna metoda, wymagająca bezbłędnej samokontroli i ciągłego korygowania szybkiego słowotoku. Gwarantowała jednak ogromną oszczędność czasu i utrudniała przyciśniętej ofierze wystosowanie ewentualnych komentarzy co do wyglądu szarżującego amanta, co w przypadku Krzysztofa miało kolosalne znaczenie. Wkroczył on więc na chodnik bardzo chętnie i już po kilkunastu krokach otrzymał niepowtarzalną szansę na podryw. Mariola Paluch, ekspedientka w miejscowej drogerii i wybitnie niezorganizowana osoba, w przypływie zwyczajowego roztrzepania wybiegła z zakładu fryzjerskiego niczym pędząca antylopa i niemal staranowała przechodzącego Krzysztofa. Poszkodowany lowelas spojrzał tylko na niezgorszą twarz zszokowanej kobiety, po czym z miejsca przystąpił do intensywnej bajery. „Dla ciebie zażarłbym trzy kilo zarobaczonego salcesonu” – rozpoczął bez pardonu, „Gdybyś rozkazała mi wskoczyć do gnoju i wysmarować twarz rozrzedzonym, krowim gównem, zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem. Wszedłbym w pokrzywy z gołym kutasem, jeżeli byś tylko zechciała”. „Cham! I to jeszcze bezczelny!” – pomyślała Mariola i zrugała przy tym amanta pogardliwym spojrzeniem. „Kiedy spoglądam na twoje usta, widzę pola czerwonych tulipanów, rozciągające się po horyzont niczym łuna nieskazitelnego piękna” – Krzysztof kontynuował, „Kiedy wtapiam wzrok w twe wspaniałe oczy, myślę o pąkach szlachetnego jedwabiu, diamentach lśniących jak świecące gwiazdy, błyszczących grudkach najczystszego złota. I te włosy, bujne jak bukiet świeżo wzrosłych kwiatów, wyglądające jak majestatyczna kurtyna, rozłożona nad obliczem wspaniałego dobrobytu. Jeden twój dotyk zabierze mnie do świata pulchnych, cieplutkich obłoczków. Z nędznego kaleki przeistoczę się w odważnego, spełnionego księcia, sięgającego szczytów męskiego szczęścia”. Mariola rozwarła szeroko usta, sparaliżowana przez tak intensywny potok kierowanych w jej stronę komplementów. Pochłaniała ją okrutna moc słyszanej przemowy, łamiącej wszelki opór, pchającej ku nadciągającej fali nieuchronnych amorów. Taktyka Krzysztofa sprawdzała się doskonale. Zabiegana kobieta, zniesmaczona z początku garścią przyziemnych, niemal prostackich wywodów, nie była przygotowana na diametralną zmianę w sposobie wyrażania się i została tak dopieszczona górnolotną sekwencją wyszukanego słownictwa, że nie potrafiła już najzwyczajniej odwrócić się i pójść w swoją stronę. „Pochwalił moje włosy…” – myślała, nie spuszczając oczów z niespodziewanego adoratora, „Zwrócił na nie uwagę”. Mariola miała obsesję na punkcie własnej fryzury. Szczerze wierzyła, że jej włosy są niedowartościowane i zupełnie niesłusznie nie znajdują wystarczającego uznania wśród mieszkańców Słomnik oraz okolic. Potrafiła całymi godzinami siedzieć z grzebieniem przed lustrem, wydała fortunę na szampony, balsamy, lakiery, odwiedziła setki salonów we wszystkich zakątkach Małopolski. Połowa krakowskich fryzjerek znała szaloną Mariolę, która dla mocniejszych cebulek gotowa była poświęcić trzy miesięczne wypłaty. Nikt jednak nie zważał na jej epickie starania. Nawet rodzona matka na widok jej wspaniale przystrzyżonych końcówek potrafiła jedynie rzucić zdawkowym pochlebstwem lub co najwyżej poprosić o adres zakładu fryzjerskiego. A teraz ten rozwydrzony kurdupel porównywał jej włosy do majestatycznej kurtyny!”. Gotowość Marioli na wyuzdane igraszki rosła z każdą kolejną sekundą. Tym bardziej, że rozpędzający się Krzysztof nie przestawał żonglować słownictwem i idąc za teorią obranej metody nie przerywał rozpoczętego monologu. „Dla twego uśmiechu wyssałbym mokre odpady z wilgotnej rury wydechowej”, „W życiu tylko miłość się liczy. I właśnie tę miłość znalazłem”, „Włożę swą głowę do końskiej dupy, jeżeli napijesz się ze mną zielonej herbaty”, „Jesteś jak pejzaż, namalowany przez najzdolniejszego malarza. Widzę biel, bielszą niż łabędzie pióra, kwiaty nenufarów, śnieg na alpejskich szczytach, a pośród niej ty krocząca w pozłacanej sukni, w towarzystwie ślicznych księżniczek, których piękno blednie na tle twego zjawiskowego oblicza”. Mariola zaczynała się trząść, drgać w rytm głosu rozgadanego amanta. W jej myślach zakwitły dzikie pragnienia, żądze nieznające przeszkód, wymówek, usprawiedliwień, tworzące marzenia o silnej, seksualnej ekstazie. Oszołomiona i podniecona, rzuciła się w końcu na wciąż paplającego mężczyznę. Chciała się kochać, pieprzyć, rżnąć, jebać, zjeść tego złotoustego kurdupla, który rozniecił w niej falę zbereźnych emocji. Krzysztof przewrócił się, powalony przez zatraconą w pożądaniu kobietę. Nie był przygotowany na tak prędką reakcję. Spodziewał się co najmniej kilkunastominutowych podchodów, delikatnego zwodzenia, następnie zaproszenia na kawę i skonsumowania znajomości dopiero w godzinach wieczornych. Teraz jednak stanął naprzeciwko bezapelacyjnie uwiedzionej Marioli, gotowej natychmiast oddać mu swe spocone ciało. Ogrom odniesionego sukcesu przeraził nawet tak doświadczonego podrywacza. Mariola sapała jak przemęczony koń pociągowy i zaczynała już dobierać się do moszny zszokowanego Krzysztofa. Wszystko odbywało się na oczach przechodniów, którzy mogli podziwiać festiwal erotycznego fanatyzmu. Perczyn znalazł się na krawędzi i musiał coś zrobić, jeżeli nie chciał stracić twarzy i reputacji na oczach mieszkańców własnej miejscowości. Został niemal zjedzony i zmolestowany. Z cwanego triumfatora staczał się do roli żałosnej ofiary, wykorzystywanej w miejscu publicznym przez nieprzewidywalną, nieznającą hamulców kobietę. Kątem oka dostrzegł szyld salonu fryzjerskiego, z którego wcześniej wybiegła. Zrozumiał, że namiętne igraszki zrujnują jej dopiero co zrobione włosy. „Jebmy się, rżnijmy, ale co będzie z twoimi włosami?” – powiedział jej prosto do ucha, „Słońce wysuszy lakier, opary osiądą na brokacie. Nie możemy przecież kochać się na świeżym powietrzu”. „Włosy… moje wspaniałe włosy” – Mariola powiedziała jakby do siebie i nagłym zrywem odsunęła się od Krzysztofa. Jej podniecenie nie ustępowało, serce dudniło jak silnik pędzącej lokomotywy. „I cóż z tego, że lakier wyschnie i fryzura się rozleci” – pomyślała, wspominając ciągli dotkliwych upokorzeń w czasie imprez i uroczystości, kiedy nikt nie zwracał uwagi na szykowne kompozycje, zdobiące jej roztrzepaną głowę. Pamiętała wesele Romana i Elwiry, na które poszła z włosami w stylu japońskiej gejszy, przeplecionymi ogromnymi, różowymi spinkami o kształtach motyli, pszczółek oraz różnych rodzajów orientalnych owoców. Dziesiątki razy przechodziła wzdłuż stołów, pochylała głowę przy każdej rozmowie, w czasie każdego tańca machała głową niczym rozwścieczona kobyła. I nic… nikt nie pochwalił, docenił, wyraził uznania, ryknął ze szczerego podziwu. Wszyscy byli za to zafascynowani włosami Anity Rupieć, która najzwyczajniej zrobiła sobie w domu niebieskie loki! „Bezczelni! Niegodziwi!” – okrutna złość, jaka rozlała się po wstrząsanej emocjami głowie, tylko zwiększyła apetyt Marioli na jak najintensywniejsze doznania. Chciała teraz dosłownie połknąć ostrożnie odsuwającego się Krzysztofa, który nie potrafił okiełznać swej szybkiej zdobyczy i po raz pierwszy w życiu zaczynał rozważać ucieczkę z areny trwającego podrywu. „Kiedy będę go rżnęła, moje włosy nabiorą silniejszego koloru” – rozważała Mariola, „Będą błyszczały na słońcu jak królewska korona. Miejscowe chamy i tak tego nie dostrzegą. Nie zasługują na widok tak cudnej fryzury!”. Postanowiła wyrypać Krzysztofa w postronnym miejscu, z dala od oczów niemających gustu Słomniczan. Chwyciła go za koszulkę i zaczęła ciągnąć za sobą. „Dajmy sobie chociaż godzinkę. Porozmawiajmy troszeczkę dłużej” – bezceremonialnie szarpany amant próbował bezskutecznie przemówić kobiecie do rozsądku, czym wywoływał jedynie kolejne fale energicznych ruchów. „Przed chrzcinami Pawełka przegrzałam siedem prostownic, a nikt nawet nie zauważył pięknie wygładzonych końcówek” – wzbierająca wściekłość, połączona z okrutnym podnieceniem, doprowadziły do gigantycznej eksplozji rozhulanych hormonów. Mariola straciła panowanie nad sobą i już niemal biegała po słomnickim rynku, ciągnąc za sobą bezpardonowo poniewieranego wybranka, aż w końcu dostrzegła wejście do miejskiej toalety. Nie minęła chwila, kiedy już zupełnie zniewolony mężczyzna wylądował w odmętach miejskiej latryny, w której trzech lokalnych meneli raczyło się codzienną porcją rozwodnionego spirytusu. W odruchu zdrowego rozsądku Krzysztof wyrwał jednemu z nich zasobną butelkę i łapczywymi, głębokimi łykami wychlał jej całą zawartość. Wiedział, co nadchodziło. Grube ściany dawno przechodzonej toalety chroniły go teraz przed wścibskim wzrokiem mieszkańców, jednak wciąż musiał stawić czoła atomowym żądzom napalonej kobiety, której rekordowe libido dochodziło już do momentu absolutnej kumulacji. Dlatego nie wahał się sięgnąć po obfitą porcję podejrzanego alkoholu, będącą doskonałym remedium na dotkliwy strach i przejściowe zażenowanie, jakich w tej chwili doświadczał. Skonsternowani menele, niespodziewanie pozbawieni życiodajnej dawki kojących procentów, zaatakowali Krzysztofa zużytymi szczotkami do sedesu, jednak zostali prędko powstrzymani przez ryk podnieconej Marioli. Widok trzech żuli, okładających obiekt jej pożądania, doprowadził ją do stanu krytycznej wściekłości. Ryknęła ponownie niczym ranna lwica, aby samą siłą swego głosu powalić zapijaczoną watahę i doprowadzić do drgań oraz wstrząsów we wnętrzu obskurnej toalety. Przestraszeni menele zapomnieli o resztkach alkoholu i w panice rzucili się do ucieczki, pozostawiając Krzysztofa na pastwę rozemocjonowanej, niemal zdziczałej kobiety. To, co stało się później, przeszło do historii Słomnik i całego regionu. Roznegliżowana Mariola zafundowała Krzysztofowi prawdziwą batalię rekordowo wyuzdanego i możliwie najintensywniejszego seksu, porównywalnego jedynie ze sprośnymi orgiami dawnych barbarzyńców. Ohydna, miejska latryna zamieniła się w arenę pornograficznej przesady i nieziemskich doznań pośród pękających, przestarzałych sedesów, pisuarów wypełnionych moczem i wszelkimi ekskrementami, przetartych kafelków oblepionych warstwami wysuszonego gówna, skrzypiących drzwiczek od obrzydliwych kabin toaletowych i setek butelek po tanim alkoholu. Mariola rżnęła się z taką pasją, że z początku dosłownie wyniszczyła genitalia starającego się za nią nadążyć amanta. Po krótkotrwałym kryzysie, wyruchany Krzysztof nabrał jednak niespodziewanego przypływu nastrajającej do walki motywacji i przystąpił do zmasowanej ofensywy, obdarzając Mariolę serią niewyobrażalnych doznań. Jej ponętne jęki stwarzały głośne echo, które wypadało z toalety i niczym syrena strażacka niosło się nad skąpaną w słońcu miejscowością. Odgłosy stękania, syczenia, chuchania, szybkiego oddychania, ryczenia w rytm zręcznych ruchów stojącego penisa były tak intensywne, że dosłownie wstrząsnęły całą okolicą. Niektóre kobiety nie mogły sobie poradzić z tak zbereźną symfonią. Dostawały lekkiego pomieszania zmysłów i w kilka minut przeistaczały się w drapieżnych, seksualnych tyranów. Parking przed Lewiatanem zamienił się w istny plan zdjęciowy rodem z filmów dla dorosłych. Dziewczyny chwytały swoich partnerów lub dowolnych, obok stojących osobników i bezwstydnie rżnęły ich na świeżym powietrzu. W pewnym momencie dokazująca Mariola jęknęła tak potężnie, że już zupełnie zdezorganizowała tym życie całej społeczności. Ludzie tracili rozumy, rzucali wszystko i rypali się tam, gdzie akurat stali. Miasto pogrążyło się w jednej wielkiej, chaotycznej orgii. Po osiągnięciu siedemnastu orgazmów Mariola wypuściła w końcu Krzysztofa ze szponów seksualnego pożądania. Niedbale zarzuciła na siebie ubrania i z wielką gracją opuściła cuchnące wnętrze miejskiej toalety. Okazało się, że wielogodzinny stosunek i wielokrotne eksplozje masowo uwalnianych hormonów wydatnie przekształciły konsystencję jej włosów. Jej rozczochrana fryzura prezentowała się teraz tak wybitnie, że od razu przykuwała wzrok zasapanych ludzi, przemęczonych aktami seksualnej rozkoszy. Mariola kroczyła jak najsławniejsza królowa, aby po raz pierwszy w życiu doświadczyć zasłużonego podziwu, którego nie zapewniły jej wcześniej tony balsamów, lakierów, dziesiątki zużytych lokówek i setki doświadczonych fryzjerek. Przygoda w miejskiej latrynie definitywnie ugruntowała pozycję Krzysztofa jako ultra żigolaka i największego bajeranta małopolski. Nie dość, że w przeciągu kilka minut doprowadził przypadkowo napotkaną kobietę do epokowego szaleństwa, to jeszcze pośrednio zapewnił ogromne doznania setką mieszkańców własnej miejscowości. Postanowił jednak przezornie zarzucić w przyszłości stosowanie tak skutecznie przetestowanej metody podrywu, którą pomimo niebywałych efektów trafnie uznał za zbyt niebezpieczną nie tylko dla siebie, ale także wszystkich dookoła.