Marzyło mi się intymności rozbabranie Oczekiwałem na ostre i sprośne cipobranie Chęć na kochanie ciągle mną wstrząsała Urażona duma tak jakby się dąsała Z powodu mych niepowodzeń miłosnych Sercowych klęsk i zawodów nieznośnych Które sens mego żywota bez przerwy podważały Kutasa chętnego podrażniały i upokarzały Pragnąłem igraszek i przygód rozkosznych Całusów ponętnych i okrzyków radosnych Flirtów z podnieceniem dzikim przeżywanych Wdzięków kobiecych ochoczo okazywanych Cipobranie, tak! Chciałem cipobrania! Na niewieście cnoty bezwzględnego nastawania Sapania, ach! Sapania, grzmocenia i posuwania Objawów zboczenia i wyuzdania Ale cóż z tego, że tak bardzo marzyłem Skoro sekretów łóżkowych nie doświadczyłem Zalety i śmiałość nie pomagały Panny swych nóg nie rozkładały Odpychały mnie bezczelnie lub wyszydzały Na rozkoszy manowce odprowadzały A nawet jeśli któraś względy okazała To później i tak spieprzać nakazywała Niesprawiedliwość okrutna mnie spotykała Żadna dziewczyna po fallusie mym nie skakała Nie doznawałem miłości, nie dokazywałem Nikogo swym urokiem nie rozkochałem W żywot swój w końcu niechybnie zwątpiłem Poszedłem do stodoły, i się powiesiłem